niedziela, 13 stycznia 2013

Watchman Angelic Part 4


Part4
This must be a dream



Zaczęłam wołać Stellę, na szczęście mnie usłyszała. Zadzwoniła na pogotowie, jego tętno słabło. Coraz bardziej, było nie wyczuwalne.  Siedziałam trzymając go w ramionach, nie  chciałam puścić. Ona próbowała mnie od niego odciągnąć, płakałam strasznie. Weszli ratownicy, zabrali mi go. Nie pozwolili mi wejść do karetki, wsiadłyśmy do auta. Stell prowadziła, jechałyśmy cały czas za karetką. Łzy spływały mi po policzkach,  dojechaliśmy . Zabrali go do jakiejś Sali, stałyśmy przed drzwiami i czekałyśmy aż któryś z lekarzy wyjdzie . Oparłam się o jedną ze ścian, podeszła do mnie i mocno mnie przytuliła. Bardzo tego potrzebowałam, czekałyśmy i czekałyśmy. Siadłam na podłodze,  a ona obok mnie.  Starłam łzy i oparłam się głową o jej bark, patrzyłam w pustą kremową ścianę szpitala. Zrobiłam się senna, ziewnęłam i zmrużyłam oczy po czym zasnęłam. Usłyszałam zamykające się drzwi, zerwałam się na równe nogi. Spojrzałam na człowieka wychodzącego z Sali Harrego, był to lekarz.
-Panie doktorze  i co z nim ? –Spytałam.
-Nic mu nie jest, przedawkował ale przeżył. Gdybyście go nie znalazły chłopak by umarł. – Powiedział, a mi do oczu napłynęły łzy.
-Można wejść go zobaczyć ?
-Tak, ale na krótko. Pacjent musi dużo odpoczywać. –Odpowiedział. –A teraz przepraszam muszę iść do innych pacjentów.
Odszedł, a ja złapałam za klamkę od drzwi. Wzięłam głęboki oddech, wchodząc zacisnęłam wargi powstrzymując się z trudem od łez. Spojrzałam na niego, leżał blady na łóżku przypięty pod kroplówkę. Spał, łzy poleciały mi po policzkach. Podeszłam bliżej, pocałowałam go w czoło. Siadłam na krześle blisko niego i wzięłam jego rękę, ściskałam ją płacząc. Powtarzałam wciąż  „Don’t live me, please.”. Do pokoju we szła Stella, ujrzała mnie płaczącą przy jego łóżku. Wstałam i mocno się do niej przytuliłam, czułam się w jakimś chorym śnie.
-It’s my fault. –Powiedziałam płacząc głośniej.
-No, it’s not true. –Odezwała głaskając mnie po plecach. –Chodź zabiorę ciebie do Jeremiego.
-Nie chcę jeszcze chwile zostać tutaj.
-Mam z  tobą zostać ?
-Nie musisz. Wracaj do Willa, pewnie się martwi.
-Dobra, na pewno sobie poradzisz ?
-Tak. –Uśmiechnęłam się opanowując łzy.
Wyszła, siadłam na łóżku Harrego. Dłonią delikatnie musnęłam po jego policzku, Położyłam się obok niego, cały czas trzymałam jego rękę. Wtulona przy jego ramieniu zasnęłam, czując jego zapach przy sobie.
-Kate..czy to ty ? –Usłyszałam słaby zachrypiały głos.
Otworzyłam oczy, naprzeciwko mojej twarzy była twarz smutnego Harrego. Jego oczy były wpół otwarte wpatrzone we mnie.
-Tak to ja. –Szepnęłam. –Jak się czujesz ?
-Jakby ktoś mnie przejechał tirem. –Odezwał  się z zamkniętymi oczyma, uśmiechnęłam się.
-Czemu to zrobiłeś?
-Nie radzę sobie z tym. –Otworzył oczy, podniósł swoją rękę którą trzymałam. –Przepraszam –Ścisnął moją rękę, i na wpół siadł.
-Nie masz za co.. to moja wina.
Nasze spojrzenia się skrzyżowały, jego oczy zalśniły powstrzymywanymi łzami. Jedna z nich spłynęła po jego policzku, starłam ją. Przybliżyłam się do niego, moje oczy wodziły po jego całej twarzy od oczu aż po usta.
-Proszę nie płacz. –Odezwałam się.
Opuścił głowę, zaczął płakać. Po raz pierwszy widziałam go tak załamanego i przez kogo ? Przeze mnie, przytuliłam go mocno. Tak by poczuł że ma kogoś, nie puszczałam go. Zamknęłam oczy powstrzymując się od kolejnej tury łez, ujęłam w ręce jego twarz. Patrzeliśmy sobie w oczy, na jego twarzy był tylko smutek.
-Nie opuszczę ciebie, nigdy. No chyba że mnie o to poprosisz, nie zostawię ciebie. –Powiedziałam, a on pokiwał głową na tak.
-Powiesz mi kim jesteś ? – Spytał, a ja siadłam po turecku.
-Aby na pewno chcesz wiedzieć kim jestem, nie chcę byś był znów smutny.
-Powiedz, proszę. To mi ułatwi myślenie.
-Dobrze.-Wzięłam go za rękę i zaczęłam się bawić jego palcami, a on patrzył się prosto na mnie nie odzywając się. – Jestem Anielskim Stróżem, tak jak ci wcześniej mówiłam. Moja moc rozwinęła się w  wieku 15 lat, od tamtej pory mam skrzydła. Oprócz skrzydeł mam potężną energię którą dzięki zaklęciom wypowiadanym w głowie potrafię przeobrazić w coś większego, by  tylko uchronić człowieka przed potworem który chce zabić go. Zostałam stworzona z po to by chronić świat. 
Nie odpowiedział nic, ale się uśmiechnął się. Chyba zrozumiał z czym ma do czynienia, jedynie wyciągnął ręce w moją stroną. Przytuliłam go jeszcze raz, wiedziałam że to dla niego za dużo. Położył się, a ja obok niego.
-Pamiętam jak ciebie pierwszy raz zobaczyłam, byłeś zataczającym się ćpunem leżącym na ławce. Śpiewałeś piosenkę Forever Young, i to tak zawodowo chodź byłeś na dragach. Podeszłam i się z tobą przywitałam.
-A ja ciebie spławiłem.
-Nie dałam za wygraną, siadłam obok ciebie. Spytałam się ciebie..
-Czemu chłopak z takim talentem musi ćpać. –Przerwał mi.
-Pamiętasz to jeszcze?
 -Tych słów nigdy nie zapomnę. -Powiedział uśmiechając się. -Znów ciebie próbowałem spławić.
-I tak nie odpuściłam. Bo wiedziałam że jesteś tylko zagubiony, uwierzyłam w ciebie.
-Szczęście że nie odpuściłaś, byłaś jedyną wierzącą osobą którą miałem i mam.
-Pamiętasz jak poznałeś po raz pierwszy Jeremiego ?
-Mhm..twój wujek patrzył się na mnie tak jak bym mu matkę zabił, ale to fajny gość. Zapamiętałem też ten moment gdy o mało nie zabił mnie młotkiem gdy robiliśmy remont u ciebie.
-Ale nie zrobił tego specjalnie, nie zauważył że młotek jest popsuty. Zamachnął się do tyłu i poleciało, sam w domu mówił że to nie było specjalnie.
-A pamiętasz ten moment gdy Stella mnie zobaczyła to o mało nie wpadła w drzwi.
-Aha..lub jak Will nie wylał sobie  herbaty na nogi.
-To było piękne.
Przytuliłam się do niego mocniej uważając na wenflon jaki miał w ręku, nagle do pokoju weszła pielęgniarka. Godziny odwiedzin się skończyły, wstałam i pocałowałam go w czoło.
-Jutro już chłopcze będziesz mógł opuścić nasz szpital. –Odezwała się pielęgniarka.
-To super. –Uśmiechnął się do niej i do mnie. – Kate. –Zawołał.
-Tak ?
 -Przyjdziesz jutro gdy mnie będą wypisywać ?
-Jasne.
Zamknęłam drzwi za sobą i poszłam długim korytarzem do wyjścia, pożegnałam się recepcjonistką i wyszłam na parking.

1 komentarz: